Jest taki popularny zwrot, że „Afryka słabo się klika”. Może to prawda, ale trudno. Ciągnie mnie do krajów subsaharyjskich i nic na to nie poradzę. Tu są ludzie i są historie. Dlatego dokumentacja w toku i w 2020 mam nadzieję, ruszymy z dwoma małymi projektami J
Wprawdzie, jak się okazuje, historia, za którą zabieramy się na początku, nie zacznie się ani w Senegalu ani w Togo, tylko jak na złość w Ghanie, do której nie udało mi się już wjechać, ze względu na dość restrykcyjne przepisy wizowe (a z Lome jest cholera dosłownie dwa kroki do granicy) ale żaden wyjazd nigdy nie idzie na marne. Gdyby Sylvanus Olympio przyjął propozycję Nkrumaha w 1960 roku i przyłączył Togo do Ghany, to człowiek teraz nie miałby problemu, żeby dojechać do Akry, a tak to trzeba przechodzić proces trudniejszy, niż zdobycie wizy do USA. Jeszcze tu wrócę…
W Senegalu nas kojarzą, bo wiadomo, grupa na mistrzostwach świata i Lewandowski ( wszędzie Lewandowski – kolekcjonuję foty młodych ludzi w koszulkach naszego człowieka, dajcie jak macie J), w Togo z tym kojarzeniem ciut gorzej, ale jak zawsze sympatycznie i miło. Może nieco niepokojący jest targ VOODOO, ale to raczej cepeliada, choć specyficzna. Prawdziwi Woduiści pewnie patrzą na to zjawisko z politowaniem, niemniej i VODOU i VOODOO- nie mylić, bo nie wypada – traktuje się bardzo poważnie. No i Sodabi – to też trzeba traktować poważnie, gdyż poniewiera…